Burza po rzucie karnym Roberta Lewandowskiego. Marek Jóźwiak: Trzeba zmienić przepisy
Na zakończenie rywalizacji w fazie grupowej Euro 2024 Polacy zmierzyli się w Dortmundzie z reprezentacją Francji. Podopieczni Michała Probierza, którzy stracili już szansę na awans do rundy pucharowej, zaprezentowali się z dobrej strony i zremisowali z faworyzowanym rywalem (1:1). Choć już sam wynik okazał się dużą niespodzianką, najwięcej emocji wywołał rzut karny wykonywany przez Roberta Lewandowskiego.
Euro 2024: Powtórka z mundialu w Katarze
W 74. minucie wtorkowego spotkania w polu karnym Francuzów upadł Karol Świderski. Mimo że napastnik wyraźnie ucierpiał w starciu z Dayotem Upamecano, włoski arbiter pozostał niewzruszony. Chwilę później Marco Guida, który postanowił jednak przeanalizować sytuację przy monitorze VAR, zmienił swoją decyzję i odgwizdał rzut karny.
Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Robert Lewandowski, lecz Mike Maignan obronił kiepskie uderzenie. Na szczęście dla kapitana kadry, golkiper Milanu przekroczył linię bramkową, przez co sędzia nakazał powtórkę jedenastki. Finalnie drugie podejście okazało się udane, dzięki czemu Polacy doprowadzili do remisu.
Zamieszanie z rzutem karnym wywołało wspomnienia z mundialu w Katarze. Wówczas Lewandowski zdecydował się na identyczne rozwiązanie, które również nie sprawdziło się za pierwszym razem. W obu przypadkach jedenastka została jednak powtórzona.
Marek Jóźwiak: „To powinno zostać zakazane”
Rzut karny w wykonaniu Lewego wywołał ogromne kontrowersje. W sieci pojawiło się wiele negatywnych komentarzy, krytykujących uderzenie napastnika Barcelony. Uzasadnionego oburzenia nie kryli także Francuzi, sugerując, że obecne przepisy powinny zostać zmienione. Podobne zdanie ma były reprezentant Polski – Marek Jóźwiak – który specjalnie dla „Wprost” ocenił kontrowersyjną sytuację.
Bartosz Bryś, „Wprost”: Co uważa pan o takim sposobie wykonywania rzutów karnych? Na mundialu w Katarze byliśmy świadkami podobnej sytuacji, kiedy Robert Lewandowski też nie trafił za pierwszym razem.
Marek Jóźwiak, były reprezentant Polski: Myślę, że kwestią czasu jest zmiana przepisów i ograniczenie takiego rozwiązania. Spowoduje to, że piłkarz wykonujący rzut karny nie będzie mógł się zatrzymywać, przez co będzie musiał oddać uderzenie płynnym ruchem. Obecnie o wiele bardziej uprzywilejowani są strzelcy, którzy mają przewagę nad bramkarzami.
Robert mimo wszystko wytrzymał dużą presję, bo uderzył w ten sam sposób i w tę samą stronę, lecz bardziej precyzyjnie. Mike Maignan świetnie wyczuł jego intencje i gdyby ta piłka była posłana tak, jak za pierwszym razem, Francuz ponownie zaliczyłby interwencję.
Lewandowski nie zdał egzaminu przy pierwszym strzale, kiedy powinien posłać piłkę do bramki. Wydaję mi się, że wnioski z tej sytuacji wyciągnie nie tylko sam zawodnik, ale także komisja, która zajmuje się regulacją przepisów. We francuskiej prasie głośno mówi się o tym, że szanse bramkarza i strzelającego powinny zostać wyrównane. Obecnie broniący ma utrudnione zadanie – musi stać na linii, nie może wykonywać zbytnich ruchów w kierunku uderzającego.
Jestem przekonany, że rywalizacja byłaby ciekawsza, gdyby te przepisy zostały uaktualnione. Wówczas rzuty karne stałyby się sztuką samą w sobie.
W takim momencie, jakim był mecz z Francją na mistrzostwach Europy, lepszym rozwiązaniem nie byłoby silne uderzenie z jedenastego metra niż zwalnianie nabiegu i czekanie na ruch bramkarza?
Myślę, że musielibyśmy zapytać samego Roberta, czemu w taki sposób obecnie wykonuje rzuty karne. Wcześniej robił to inaczej, ale czasy się zmieniają, a zawodnicy próbują nowych rozwiązań, które pozwolą im wygrać rywalizację. Jest to kwestia tylko i wyłącznie wyboru – ja bym się nie zatrzymywał, lecz każdy ma swój określony sposób. Mam jednak nadzieję, że następnym razem Robert zachowa się inaczej, co pozwoli mu pewniej zamienić rzut karny na gola.
Abstrahując od tej sytuacji, jak oceniłby pan występ Lewandowskiego, który powrócił do pierwszego składu po kontuzji?
Zdecydowanie miał wymagające zadanie, bo we francuskiej obronie zagrali Saliba oraz Upamecano, przez co był trochę osamotniony i nie miał odpowiedniego wsparcia w ataku. Mimo wszystko potrafił odnaleźć się w polu karnym – zdobył bramkę, zaliczył udane odbiory, oddawał strzały i umiał sam wypracować sobie okazje.
Widzieliśmy, że miał jeszcze zabezpieczoną nogę, co pokazuje, że nie był gotowy do tego spotkania na sto procent. Wyjście na boisko po kontuzji mięśnia dwugłowego jest zawsze ryzykiem. Dla zawodnika nie jest komfortowa sytuacja – z tyłu głowy cały czas siedzi, że jakieś włókienka mogą się ponownie zerwać. Tym bardziej uważam, że przy takich okolicznościach był to bardzo poprawny występ.